— Zgoda! zostańmy dobrymi przyjaciółmi, a nie będziesz się na mnie uskarżał. Tak, przyjaciółmi — dodał — do śmierci! Gdybyś mnie wypadkiem zapotrzebował, pomnij, że jestem na twoje usługi.
W tej chwili dało się słyszeć lekkie puknięcie do drzwi i posługujący w biurze wszedł do gabinetu.
— Co chcesz? — odezwał się Harmant.
— Pan Lucyan Labroue zapytuje, czy może z panem pomówić?
Usłyszawszy to nazwisko, Owidyusz zadrżał i w chwili, gdy syn inżyniera przestępował próg pokoju, pożerał go oczyma.
— Odchodzę... nie przeszkadzam — rzekł — panie Harmant, liczę na pańską obietnicę.
— Nie zapomnę o tem — rzekł przemysłowiec.
Soliveau wyszedł, złożywszy głęboki ukłon obecnym. Jakób Garaud pozostał z Lucyanem.
— Jak to dobrze, że ów chłopiec wymienił przy mnie nazwisko Labroue — mówił sobie Owidyusz, idąc w stronę tramwaju — inżynier zamordowany przez Jakóba Garaud, nazywał się również Labroue. Miałżeby syn ofiary zostawać w służbie u zabójcy swojego ojca? ot! czego dowiedzieć mi się potrzeba! A! — dodał po chwili, uderzając się w czoło — otóż przyczyna, dla której mój kuzyn nie chciał mnie przyjąć do fabryki. Skoro on zatrzymał przy sobie tego młodzieńca, ma jakieś plany, to widoczne. Lecz co zamyśla uczynić? Nic nie wiem... Wkrótce jednakże odkryć to muszę, nie zaniedbawszy z tego wyciągnąć dla siebie odpowiednich korzyści.
Niespodziewane wejście Lucyana do gabinetu Harmanta nie pozwoliło temu ostatniemu, rozważyć następstw przybycia Owidyusza do Paryża, gdy jednak odszedł Labroue, przemysłowiec upadł na krzesło, objąwszy obiema rękami rozpalone czoło.
— Szatan widocznie miesza się w tę sprawę! — wyszeptał zcicha. — Wszystko się łączy, aby mi mówić o przeszłości, aby mi stawiać te widma straszliwe! Lucyan Labroue! Owidyusz!
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/395
Ta strona została przepisana.