Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/401

Ta strona została przepisana.

— Nie chodzi tu o oddanie życia lecz o przyjęcie Lucyana za syna... Od ciebie zależy teraz aby me zdrowie wróciło... Jeśli odmówisz... zabijesz mnie... zabijesz!
Paweł Harmant objął swą głowę rękoma, zdawało ma się, że ból rozsadzi mu czaszkę.
— Boże... mój Boże! — jęknął — ileż wycierpieć mi dajesz!..
— Cierpieć? — zawołało dziewczę z obawą — ależ dlaczego? To, o co cię proszę, jest tak małą rzeczą.
— Maryo!.. dziecię ukochane... — jęknął z wysileniem, nie żądaj tego odemnie...
— Dlaczego?
— Ponieważ Lucyan Labroue nie może zostać twym mężem...
— Nie chcę innego... nie chcę!.. — wołała z rozpaczą.
— Zapomnisz o nim...
— Nigdy!.. umrę raczej... — szepnęła głosem taksłaWm jak powiew wiatru, przyciskając rękę do serca i przechyliwszy się w tył, padła zemdlona.
Harmant przestraszony, oszołomiony trwogą, ukląkł przy nogach córki.
— Maryo!.. najdroższe dziecię... — wołał — wróć do przytomności... nie umieraj! Wszystko wypełnię co żądasz... przyjmuję wszelką ofiarę... Wysłuchaj mnie... wysłuchaj, odpowiedz... Zostaniesz żoną Lucyana.
Marya nie odpowiadała, jej twarz była trupio biada, oczy zamknięte.
Jakób Garaud szalał z przerażenia. Pochwycił ręce dziewczyny, były zlodowaciałemi.
— Umarła! — wołał jak w obłędzie — umarła!.. Ja ją zabiłem. I poskoczywszy w stronę kominka chwycił za sznur od dzwonka szarpiąc nim gwałtownie.
Na głos ten wbiegła pokojówka.
— Moja córka umiera! — zawołał chrypliwym głosem, wskazując na dziewczę leżące bezwładnie.