Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/407

Ta strona została przepisana.

— Jakto? — zapytał Garaud.
— Zmuszony jestem zasmucić pana odmową...
— Bezrozumną, nie opartą na żadnej słusznej zasadzie! — zawołał przemysłowiec.
— Przeciwnie... na najsłuszniejszej z pośród tych, jakie istnieją... Sercem mojem już rozporządzać nie mogę...
— Kochasz więc kogoś?..
— Tak, młode dziewczę, którę przyrzekłem zaślubić... i nic w świecie nie znagli mnie do złamania tej przysięgi!..
— Dziewczyna bez majątku zapewne...
— W rzeczy samej, jest ona ubogą.
— Mój Lucyanie... miłość przemija... pieniądz pozostaje.
— Miłość moja dla niej nigdy się nie zmieni, majątek jest dla mnie niczem, wobec rozkoszy serca.
— Rozmyśl się...
— Rozmyślanie nie zmieni mego postanowienia...
— Wspomnij, że Marya cię kocha...
— Wszakże pan powiedziałeś przed chwilą: Miłość przemija...
— Ach biedne to dziecię jest silnie zagrożonem... ona może umrzeć wskutek twej odmowy...
— Skromność nie pozwala mi w to wierzyć... Błagam cię panie, nie nalegaj więcej!
— Nie będę nalegał... ale powtarzam, rozważ to dobrze... Całą swą przyszłość stawiasz na kartę... pamiętaj!
Lucyan podniósł się z krzesła.
— Zastanów się — powtórzył znacząco Harmant.
Młodzieniec skłoniwszy się, wyszedł.
Skoro drzwi zamknął, Garaud zaczął przebiegać gabinet szybkiemi krokami.
— Kocha więc... — mruknął ponuro — kocha ubogą dziewczynę bez majątku. Nie chce zaślubić mej córki... a ta jego odmowa śmiercią stać się dla niej może! Nie, nie. — zawołał po chwili milczenia — tak nie będzie... nie... nigdy! Pierwszeństwo mej córce... ona przed innymi! Tę kobietę, która