Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/408

Ta strona została przepisana.

opanowała Lucyana, ja odnaleźć muszę, a jeśli stawać mi będzie przeszkodą, skruszę ją, w proch zetrę... Niechaj świat ginie, aby tylko żyła ma córka!


∗             ∗

Marya oczekiwała na przybycie ojca, z łatwym do zrozumienia niepokojem. Po przeminięciu omdlenia zasnęła; sen ten, trwający kilka godzin, pokrzepił znacznie jej siły. Po południu dnia tego kazała się zawieść do pani Augusty, swojej modniarki. Jednocześnie z nią prawie Łucya tam przybyła.
— Ach! jak to dobrze, że cię spotykam — wyrzekła panna Harmant — zasłużyłaś na ciężką naganę.
— Ja na naganę... ze strony pani? — odrzekła szwaczka ze zdumieniem.
— Tak, tak!
— Z jakiego względu?
— Nie przyszłaś mnie odwiedzić...
— Nie mając roboty do odniesienia, nie śmiałam naprzykrzać się pani.
— Źle mówisz, obecność twoja w każdym razie sprawia mi przyjemność; proszę więc, przychodź, ile razy znajdziesz wolną chwilę. Chcę właśnie zamówić u pani Augusty kilka dla siebie kostiumów, Będziesz więc musiała przychodzić dla przymierzania mi takowych.
— Chętnie to uczynię.
— Wiesz, Łucyo — mówiła Marya dalej — przyszedł mi pewien kaprys w tej chwili.
— Cóż takiego, pani?
— Przyjadę do ciebie... chcę cię odwiedzić.
— Rzecz to dla pani łatwa do spełnienia — odpowiedziała szwaczka z uśmiechem. Znajdziesz pani u mnie skromny pokoik na szóstem piętrze, w którym z całą serdecznością przyjętą zostaniesz.
— Nie wątpię o tem, podaj mi swój adres.