Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/409

Ta strona została przepisana.

Łucya nakreśliła na kartce papieru ulicę i numer domu, w którym zamieszkiwała.
— Przyjadę zatem do ciebie w niedzielę — mówiła Marya, chowając adres w pugilaresik.
Młoda szwaczka już miała odpowiedzieć: Zastaniesz pani u mnie prawdopodobnie mojego narzeczonego, Lucyana Labrue, jednego z pracowników w fabryce twojego ojca — gdy nagle wejście pani Augusty wstrzymało jej słowa. Modniarka poleciła Łucyi pójść przymierzać suknię jednej z przybyłych klientek, dziewczę, skłoniwszy się córce milionera, szybko wybiegło.
Marya, ażeby sobie czas zająć czemśkolwiek, wybierała wzory kostiumów w salonie pani Augusty, następnie kazała się zawieźć do lasku Bulońskiego, poczem wróciła na ulicę Murilko.
Była natenczas piąta. Należało jej oczekiwać na powrót ojca jeszcze dość długo. Harmant, przewidując to niespokojne ze strony córki oczekiwanie, umyślnie opóźnia! przybycie, zapytując z trwogą sam siebie, co on odpowie na jej badania.
Nadeszła siódma godzina, powracać trzeba było koniecznie. Wysiadłszy z powozu, przybrał spokojny wyraz twarzy i wyszedł do pokojów Maryi. Dziewczę wybiegło na jego spotkanie, rzucając mu się w objęcia.
— Jakżem szczęśliwy — rzekł — widząc cię zdrową.
— O! tak, zupełnie, mój ojcze... Po twoim odjeździe zasnęłam, a po przebudzeniu uczułam się zdrową prawie zupełnie. Dla rozerwania się pojechałam do mojej modniarki, aby zamówić u niej kostiumy. Szczęście, że jesteś bogatym — dodała żartobliwie — rachunek bowiem pani Augusty będzie zawierał cyfry kolosalne. Po tej wizycie przejechałam się wzdłuż alei i powróciłam, oto sprawozdanie z dnia całego... No, a ty ojcze — pytała dalej — jakąż mi przynosisz wiadomość, radość albo przynajmniej nadzieję?
— Tak, przynoszę ci nadzieję — odrzekł bez wachania Harmant.