wadzić w czyn wspomniony wynalazek. Dochód z niego chce wnieść jako fundusz do naszej współki, by tym sposobem jego miłość własna upokorzoną nie została.
Nic bardziej nie mogło być prawdziwego nad powyższe słowa, wymówione spokojnie, tonem zupełnie naturalnym. Marya nie mogła podejrzewać żadnego kłamstwa.
— Postanowienie jego w tym razie cechuje duszę szlachetną — odpowiedziała; mimo, że ono opóźni me szczęście, pojmuję i zgadzam się na to zupełnie. Ale o jednej, a najważniejszej rzeczy nic jeszcze, ojcze, dotąd mi nie powiedziałeś... Vzy Ducyan mnie kocha?
Pytanie to, tak ważne dla młodego dziewczęcia, było dla Harmanta niezmiernie kłopotliwem. Zniewalało go ono do kłamstwa, jeżeli nie chciał zranić serca swej córki.
— Któżby cię nie kochał, mój skarbie? — odrzekł nieco chwiejnym głosem.
— To nie odpowiedź! — zawołała żywo: — pytam, czy on mnie kocha?
— Powinnaś zrozumieć — rzekł przemysłowiec poważnie — iż wobec przepaści, jaka was dzieli ze względów majątkowych, nie śmiał dotąd marzyć o tobie i nawet przed samym sobą, być może, ukrywał tę miłość. Widzę, że on jest bojaźliwym. Nie złożył mi więc wyraźnego wyznania, z rozpromienionego wszelako jego oblicza i blasku jego spojrzenia wnoszę, że tak być musi.
Marya pobladła.
— Jestżeś tego pewien? — pytała.
— Najzupełniej. Wyraz jego twarzy omylić mnie nie mógł; zresztą — dodał po chwili — skoro się zgadza na to małżeństwo, kochać cię musi. Lucyan bowiem nie jest człowiekiem, któryby się sprzedał dla majątku.
— Wierzę w to wraz z tobą, mój ojcze. Lecz powiedz, jak długiem ma być to oczekiwanie.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/411
Ta strona została przepisana.