Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/412

Ta strona została przepisana.

— Nie mogłem mu przecież wyznaczać terminu. Na urzeczywistnienie wynalazku Lucyana będzie zapewne potrzeba kilku miesięcy.
— Dobrze, będę cierpliwą... Lecz on częściej nas odwiedzać będzie... okaże, iż mnie kocha?
— Powtarzam ci, że Lućyan jest bojaźliwym, nieśmiałym...
— Lękliwość kochać nie przeszkadza... Zresztą, widując się z nim częściej, sama go do tego ośmielę... Obecnie, skoro należy prawie do naszej rodziny, możesz go, ojcze, traktować już nie jako współpracownika, lecz jako przyszłego zięcia swego.
— Właśnie, tak postępować postanowiłem.
— Ach, jakżem szczęśliwą! — wołała Marya uradowana — będę czekała dopóki będzie potrzeba, ale ty, ojcze, staraj się skrócić o ile można owo oczekiwanie.
— Przyrzekam ci to. Radbym również, by jaknajrychlej doszło do skutku to małżeństwo.
— Jakżeś dobrym! — wołała, okrywając go pieszczotami. — Dzięki tobie, córka twa będzie najszczęśliwszą z kobiet!
Tu przeszli oboje do jadalni.
Przemysłowiec zapytywał z trwogą sam siebie, w jaki sposób zdoła wydobyć się z położenia, w które wszedł czyniąc kłamliwe obietnice swej córce. Nagle myśl mu jakaś zabłysła, rozjaśniając zasępione czoło.
— To małżeństwo ocali ją! — rzekł sobie — trzeba więc, ażeby się spełniło.
Marya podczas obiadu była niezwykle wesołą, zmieniła się do niepoznania, ślady choroby zniknęły.
Harmant nazajutrz miał udać się bardzo rano do Courbevoie, ażeby czuwać nad przesyłką wielkich części mechanicznych do Bellegarde, gdzie budowano fabrykę nad brzegiem Rodanu. Główny mechanik oraz dwóch robotników, mieli towarzyszyć konwojowi temu i ustawić na miejscu maszyny. Nieobecność ich miała się przeciągnąć do trzech tygodni.