Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/414

Ta strona została przepisana.

— Zdanie pańskie jest mojem zdaniem — rzekł Lucyan. Kiedyż mam wyjechać?
— W poniedziałek, razem z mechanikiem, nadzorcą i robotnikami.
— Dobrze.
— Dziś po południu dam panu ostateczne rozporządzenia. Czuwaj pan, ażeby transport dziś został przygotowanym, a jutro równo ze dniem odszedł na drogę żelazną.
— Będę tu, panie, nocował dla nadzoru i sam odprowadzę pakunek.
— Dziękuję. Na koszta podróży i utrzymanie otrzymasz pan odemnie pięć tysięcy franków.
— Ależ to za wiele!
— Ja tak chcę! — wyrzekł stanowczo Garaud. — Dla zastąpienia siebie przez ten czas w fabryce, wybierz pan dwóch najzdolniejszych nadzorców.
— Gilbert jest bardzo zdolnym, jego więc obiorę.
— Dobrze. Chciej mi donosić codziennie, co się dzieje w Bellegarde, ażebym wiedział, jak postępuje robota. Wiele mi na tem zależy...
— Nie zaniedbam tego uczynić.
Po tych słowach rozeszli się oba. Harmant wszedł do swego gabinetu, Lucyan udał się do warsztatów.
— Dochodzę wreszcie do celu — rzekł przemysłowiec, ujrzawszy się samym. Nieobecność Lucyana potrwa co najmniej dwa tygodnie, a jeśli będzie potrzeba, przedłużyć ją potrafię. Przez ten czas Marya dręczyć mnie przestanie, zyskam czas na dowiedzenie się o wszystkiem. Jakaż to kobieta opanowała Lucyana, jakiej on intrygantce przyrzekł małżeństwo? Ot, co chciałbym wiedzieć! Jak jednak tego dokonać — nie wiem obecnie... Przysięgam wszelako, że wiedzieć będę! Biada tej, która staje jako rywalka naprzeciw mej córki! Skruszę ją! zgładzę!... Zgładzić... — szepnął po krótkiem milczeniu — znów zbrodnia, jak przed laty dwudziestu!... Tak, lecz jeżeli ta zbrodnia ma ocalić me dziecię, nie zawacham się przed nią! Zresztą,