— W takim wypadku cóżbyś odpowiedział?
— Że to nie leży w moim charakterze. Jestem dzielnym chłopakiem, lecz łagodnego usposobienia...
— Chodzi tu o moje ocalenie!.. a pojmujesz, że mnie ocalić, jest to zachować tobie pozycyę, jaką ci wytworzyłem.
— Znalazłżebyś się w niebezpieczeństwie? — zapytał żywo Owidyusz, drżąc na myśl utracenia swej pensyi.
— Tak — odparł Garaud.
— A wiec jestem gotów na wszystko, bez wyjątku. Co tobie zagraża... mnie grozi! Ty jesteś moim dostarczycielem kapitału, obowiązkiem jest mym przeto bronić twej nietykalności... Miałażby przeszłość po dwudziestu dwóch latach na wierzch wypłynąć? — pytał dalej Soliveau.
— Tak!
— Istnieje wszak przepis przedawnienia...
— Niema przepisu wobec skandalu, a on może mnie tak zgubić, jak wyrok sądu.
— Wytłomacz się dobrze... Chcąc działać, potrzebuję znać słabą i silną stronę położenia twego kuzynie.
— Opowiem ci wszystko. Za moim przybyciem do Paryża, dyabelski traf rzucił na moją drogę syna Juliana Labroue.
— Tego, który jest u ciebie w fabryce?.. Wiem... wiem o tem.
— Zkąd? — zapytał Garand zdziwiony.
— Wiem doskonale... Wymówiono wobec mnie jego nazwisko, podczas mojej bytności u ciebie w gabinecie. Do czarta! mam przecież trochę w głowie oleju... odgadłem, że to jest syn tamtego i to postąpienie uważam być mistrzowskiem z twej strony! Przyjąłeś go bowiem do fabryki w tym celu, ażeby go mieć bezustannie pod ręką, przed oczyma, wiedzieć co mówi, co myśli i czyni. Taki słowo honoru, jesteś mistrzem nad mistrze, kuzynie!
— Ztąd też poznałem myśli Lucyana Labroue.
— A te myśli jego są?..
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/419
Ta strona została przepisana.