Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/42

Ta strona została przepisana.

— Spostrzegłem, żem źle uczynił, oddając w ręce kobiety stanowisko, na którem winien się znajdować mężczyzna, winnaś to zrozumieć.
— Dlaczegóż więc pan naprzód nie zastanowiłeś się nad tem?
— Zapewne! — żywa jednakże chęć moja, aby tobie dopomódz, popchnęła mnie ku temu. — Zostań do końca miesiąca, być może wynajdę ci inne miejsce, bardziej odpowiednie tobie.
Joanna łkała, owładniona, jakoby szałem rozpaczy.
— Nie, nie panie, szepnęła, za tydzień odjadę. Ten dom, był piekłem dla mnie. Zdawało mi się, że po krwi brodzę, wśród moich wspomnień ponurych! Jest to dom przeklęty, w którym mój mąż śmierć znalazł i w którym smutki wciąż mnie ścigają! Odjadę, odjadę!
Ukrywszy twarz w dłoniach wybiegła z gabinetu.
— Biedna kobieta! — rzekł inżynier, patrząc za oddalającą się na podwórze. — Jestem zgnębiony prawdziwie tem co się stało. — Nie podobna mi było jednak powiedzieć, żem był z niej zadowolony, gdy ona na tyle nagan zasługiwała. Czuję, że nie działała w złym celu, wszak w rezultacie wszystko szło jak najgorzej! — Nie wiem doprawdy gdziem miał rozum, powierzając jej to miejsce. — Byłem w istocie szalonym!
— Słuchałeś pan swego dobrego serca — rzekł kasyer z pochlebstwem.
— Spełniałem mój obowiązek, pragnąłem spłacić dług święty, dług pryncypała względem pokrzywdzonej wdowy. Znajdę jej miejsce przy mojej siostrze, co się urzeczywistni, mam nadzieję.
— Panie — przerwał kasyer Ricoux, — nie daj się zazbyt owładnąć uczuciu, szczególniej w tym razie.
— Dlaczego?
— Ta kobieta groziła tobie przed chwilą.
— Byłaż to groźba?