Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/427

Ta strona została przepisana.

— Prawdziwe szczęście! — mówił do siebie — moje moje łachmany nie warte były czterdziestu sous nawet, a on mi dał... dał za nie dwadzieścia franków! ha! ha!
I pozostawszy w pantalonach tylko i koszuli, zataczając się mocniej niż przed tem, wracał do szynku krokiem zygzakowatym, uderzając co chwila o drzwi lub o mury domów.
Wróciwszy do siebie, Soliveau położył na krześle kupione od robotnika ubranie, a sam się położył, czując potrzebę spoczynku; nie spał jednak wcale. Obawa spóźnienia się z przybyciem do Courbevoie oczu mu zamknąć nie dała. O w pół do piątej rano wstał, przywdział kupione ubranie, włożył na głowę czapkę, famami wapna pokrytą i przejrzał się w zwierciadle. Był całkiem zmieniony.
— Do czarta! — mruknął — niepodobna, ażeby Lucyan Labroue, raz mnie tylko widząc przez parę sekund, poznał w tej nowej postaci.
I wziąwszy stary paltot, w którym przyjechał z Ameryki, zarzucił go na ramiona.
— A teraz w drogę! — rzekł i zwrócił się w stronę Courbevoie.
Było to w połowie kwietnia; o piątej zrana widno już było zupełnie. Idąc bulwarem, Soliveau spostrzegł kupę gruzu, złożoną pod dachem, z desek utworzonym. Zbliżywszy się tam, wziął parę garści tego gruzu zmieszanego z piaskiem i rozsypał go po swem zwierzchnik odzieniu, co doprowadziło jego kostium do zupełnej z sobą harmonii. Uczyniwszy to, szedł dalej. Przybywszy o w pół do szóstej do Courbevoie, stanął naprzeciw fabryki Pawła Harmant. W pięć minut potem otwarto główną bramę, aby przepuścić dwa wozy, naładowane wielkiemi pakami, w których znajdowały się różne części maszyn, mających być odstawionemi na stację liońskiej drogi żelaznej.
Dwóch furmanów kierowało temi wozami, z których każdy zaprzężony był w trzy konie. Wyjechawszy na drogę, stanęli. Natenczas ukazał się Lucyan Labroue z dwoma me-