Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/436

Ta strona została przepisana.

danie niemożebnem będzie do spożycia, przegotowane, spalone... i ja, która obiecywałam sobie dziś uczęstować cię dobremi potrawami.
— Wyborne będzie wszystko... zapewniani ukochana — wołał wesoło Labroue — dowiodę ci tego, zajadając. Opuźniłem się, to prawda, ale nie moja w tem wina. Niepodobna mi było przyjść wcześniej.
— Dlaczego. Wszakże w niedzielę nie masz czynności w fabryce.
— Tak sądzisz? A jednak dziś wstałem przededniem.
— Przededniem — powtórzyło dziewczę zdumione — dlaczego? Lucyan powiadomił ją o danem sobie przez Harmanta poleceniu co do wyprawienia przesyłki.
— Skoro tak... zyskujesz przebaczenie — odpowiedziała. Siadajmy do stołu... jestem bardzo głodna.
— A matka Eliza? — zapytał Lucyan, siadając przy stoliku, świątecznie przybranym.
— O! biedna ona... nie przyjdzie dziś... nie ma wolnej chwili... Pani Lebret zachorowała niebezpiecznie i matka Eliza czuwa przy niej nocami, mimo to musi roznosić chleb dwa razy dziennie konsumentom... Zaledwie na parę minut ją widzę.
— Kochasz więc tę zacną kobietę? — pytał Lucyan — nieprawdaż?
— Z całego serca!
— Masz słuszność... Ja sam mam dla niej wiele współczucia i jestem pewien, że nań zasługuje.
— Po zaślubinach Lucyanie, dotrzymasz obietnicy, jaką jej uczyniłeś... Weźmiemy ją do siebie, osłodziemy jej starość.
— Mam nadzieję, że przy pomocy Bożej niezadługo nastąpić to będzie mogło — odpowiedział. — Ach! gdybyś wiedziała, z jakim upragnieniem oczekuję tej szczęśliwej chwili!..
Tu chciał uścisnąć swą narzeczonę.