Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/44

Ta strona została przepisana.

wyniknąć nie może, iż pan te pieniądze przechowasz u siebie, ponieważ mam klucz od pańskiej kasy, któregobym użył w potrzebie.
— Na honor! — jesteś dziwakiem panie Ricoux.
— Być może, lecz to mnie uspokaja.
Kasyer przyniósł po chwili 7123 franków 30 centymów, oddał je panu Labroux, który umieścił takowe w oddzielnej skrytce swej ogniotrwałej kasy, jak to czynił każdego wieczoru. Jednocześnie dało się słyszeć uderzenie dzwonu oznaczające zamknięcie Warsztatów. — Ricoux pożegnawszy pryncypała odszedł, a za chwilę chłopiec posługujący w biurze, przyszedł po odebranie rozkazów na dzień następny.
— Nie mam żadnych poleceń tego wieczora, Danielu — rzekł inżynier — możesz odejść.
Daniel opuściwszy gabinet, włożył czapkę na korytarzu i przebiegł szybko dziedziniec, kierując się ku bramie. Drzwi zostawały otwartemi z pierwszem uderzeniem dzwonu, aż do chwili, w której majstrowie ukończywszy przegląd warsztatów, oddawali Jakóbowi Garaud arkusze papieru, na których zapisaną była ich obecność w fabryce, a jakie on składał w stancyjce Joanny, aby przybywszy nazajutrz „ano, zaznaczyli na nich swe przyjście. — Chłopiec posługujący, Daniel, zamiast wyjść, zatrzymał się przed stancyjką Joanny.
— Cóż to Jurasiu! — zawołał, wgłąb zaglądając, — nie wyjdziesz dziś pozdrowić swego towarzysza? Dziecię się ukazało.
— Co tobie? — zawołał Daniel, — oczy masz czerwone, czego płakałeś?
— Mama jest zmartwioną — rzekł Juraś.
— Zmartwioną? — powtórzył Daniel.
— Co się stało? — pani Fortier zapytał drzwi uchylając.
Joanna płakała.
— Powiedz pani proszę, co ci się przytrafiło. Widząc cię płaczącą, serce mi się ściska.