powóz zatrzymał się przed tym samym domem i Marya Harmant, wysiadłszy z niego, weszła w bramę, szukając odźwiernej.
Spostrzegłszy nieznajomego przed okienkiem stancyjki, odźwierna wyjrzała ku niemu.
— Czem mogę służyć? — spytała.
— Przynoszę chusteczkę — rzekł Owidyusz — którą jakaś młoda panienka, stojąc w oknie na szóstem piętrze, z rąk wypuściła. Proszę, oddaj ją jej, pani.
— Z szóstego piętra? — powtórzyła kobieta — ach! to panna Łucya zapewne. Dziękuję panu, doręczę ją jej natychmiast.
— Idę, już idę! — wołała Łucya, zbiegając ze schodów.
Owidyusz spojrzał na dziewczę raz drugi; wystarczyło! mu to zupełnie. Zwrócił się ku bramie, chcąc odejść, gdy nagle, jakby piorunem rażony, rzucił się w przeciwną stronę dziedzińca, znalazł się bowiem niespodziewanie naprzeciw Maryi Harmant, stojącej za sobą. Marya nie zwróciła jednak na niego uwagi.
— Gdzie mieszka panna Łucya, trudniąca się szyciem? — pytała odźwiernej!
— Na szóstem piętrze, pierwsze drzwi po prawej.
Córka milionera zwróciła się ku schodom, unikając spotkania z mularzem, w ubraniu wapnem przesiąkniętem. Korzystając z tego, Soliveau przebiegł szybko dziedziniec, wpadając w bramę, a z tej na ulicę. Łucya posłyszawszy, że się o nią ktoś pyta, zatrzymała się na schodach.
— Ach, to pani! — zawołała, poznawszy pannę Harmant — pani tu? w tym domu?
— Przyjechałam umyślnie, ażeby cię odwiedzić.
— Jakżem szczęśliwa! — zawołała wesoło młoda szwaczka — lecz otóż czeka panią u mnie niespodzianka...
— Niespodzianka?
— Tak.
— Jaka?
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/440
Ta strona została przepisana.