Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/442

Ta strona została przepisana.

— A cóż, nie mówiłam, że panią, oczekuje niespodzianka? szczebiotała Łucya radośnie, nie spostrzegając dziwnego wzrunia obu tych osób, wynikłego z tego niespodziewanego spotkania.
Panna Harmant zachwiała się, serce jej ścisnęło przeczucie bolesne, nie rozumiała jeszcze — wszelako, zkąd Lucyan znalazł się w mieszkaniu szwaczki.
— Pan tu, panie Labroue? — wyrzekła wreszcie, pokonywają c wzruszenie. — Nie spodziewałam się pana tu znaleźć... Powiedz mi pan proszę — dodała, hamując wzburzenie, jaki traf sprowadza go do panny Łucyi?
Lucyan chciał coś wyjąkać zakłopotany, Łucya mu nagle przerwała:
— To nie traf, pani — zawołała z uśmiechem. — W każdą niedzielę można tu zastać u mnie pana Labroue.
Marya uczuła, jak wzrastająca trwoga owładała jej sercem.
— Ach! — wyrzekła drżącym głosem — znasz więc pani oddawna pana Lucyana?
— Znamy się od dwóch lat — zaczął Labroue. — Zanim przeniosłem się na ulicę Miromesnil, mieszkałem w tym domu.
— Mieszkaliśmy naprzeciw siebie, drzwi we drzwi — dodała Łucya — a gdy się mieszka w tak bliskiem sąsiedztwie, szczególniej na szóstem piętrze, następują spotkania, rozmowy, zawiera się znajomość i zostaje wreszcie dobrymi przyjaciółmi.
— Przyjaciółmi? — powtórzyła ironicznie milionerka, zrozumiawszy dopiero teraz rzecz całą, oburzona na myśl odnalezienia rywalki w tej ubogiej dziewczynie.
— I pokochaliśmy się wzajemnie — mówiła Łucya dalej.
Marya, bliska omdlenia, siłą woli zaledwie utrzymać się zdołała.
— Pokochaliśmy się uczciwą, czystą miłością — kończyła szwaczka. — O nim to mówiłam pani kiedyś, wyznając, że serca moje do kogoś należy. Jesteśmy narzeczonymi i dzięki pani, tak jak i panu Harmant, za udzielenie obowiązku Lucyanowi, będziemy mogli teraz urzeczywistnić nasze marzenia.