Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/443

Ta strona została przepisana.

— Poślubić się? — pytała Marya zaledwie dosłyszanym głosem.
Lucyan, wiedząc od Harmanta o miłości dla siebie jego córki, pojmował katusze dziewczęcia i stał jak na rozżarzonych węglach. Cóż jednak mógł zrobić? Nie jest się w stanie rozkazywać sercu. Kochał on Łucyę, Marya była ma obojętną.
Łucya, dostrzegłszy zmieszanie panny Harmant, wadząc ją chwiejącą się prawie, pośpieszyła podać jej krzesło.
— Boże! co pani jest? — wołała — pobladłaś tak nagle... siądź pani, proszę...
Marya zebrała całą energję, aby pokonać wzruszenie.
— Nie, nie! — odpowiedziała, zmuszając się do uśmiechu — nie obawiaj się... to przejdzie... Pragnęłam cię odwiedzić... wypełniłam, to... żegnam cię teraz...
— Jakto? już pani odjeżdżasz! — zawołała Łucya ze zdumieniem; — ależ zaledwie kilka sekund zabawiłaś tu z nami...
— Wracam do pałacu — odparła krótko milionerka. — Panna Łucya — dodała, zwróciwszy się do Lucyana, mówiła o oczekującej mnie tu niespodziance. W rzeczy samej była ona większą, niż mogłam sądzić kiedykolwiek. Mój ojciec będzie zarówno zdziwionym, gdy mu opowiem to, o czem dowiedziałam się teraz...

XXIV.

Od chwili przybycia Maryi Lucyan stał jak na mękach, a cierpienie to jego zwiększało się z każdą minutą. Co zaś do Łucyi, ta o niczem nie wiedząc, nie mogła pojąć przyczyny nagłego pomięszania panny Harmant. Marya zbliżyła się ku drzwiom.
— Zatem pobierzecie się wkrótce? — zapytała, zwracając się ku dwojgu obecnym.