Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/451

Ta strona została przepisana.

— Nie! potrzeba ci żyć, ażebyś była szczęśliwą! — odrzekł milioner, biorąc ją w objęcia i okrywając pieszczotami.
Marya usiłowała się uśmiechnąć i po chwili wyszła z gabinetu, ponura, z pochyloną głową. Za przybyciem do swego pokoju, pochwycił ją atak nerwowy, trwający blisko godzinę, poczem uspokoiła się, czyli raczej wpadła w obezwładnienie.
Opanowała ją silna gorączka, podczas której utraciła przytomność. Cios jaki uderzył w jej słaby, wątły organizm, straszniejszym był na wszelkie niebezpieczeństwo.
Pokojówka rozebrawszy ją, ułożyła na łóżku, poczem poszła zawiadomić Harmanta, że panienka pragnąc wypocząć nie przyjdzie dzisiaj na obiad.
Były nadzorca fabryki Lucyana Labroue, jego morderca i podpalacz z Alfortville, postanowił jak wiemy zgładzić gdyby było potrzeba rywalkę swej córki. Jej rozpacz jakiej był świadkiem, zdwoiła jego nienawiść dla biednej Łucyi. Owóż natychmiast po obiedzie wyszedł pieszo, udając się do małego domku przy ulicy Clichy.
Owidyusz przewidując jego przybycie, stał w oknie, pilnie śledząc, za pierwszem poruszeniem dzwonka pobiegł otworzyć, prowadząc przybyłego do pawilonu.
— Ach! do pioruna.. mój stary, oczekiwałem cię niecierpliwie — zawołał, skoro znaleźli się sami.
— Dlaczego niecierpliwie?
— Mam wiele z tobą do pomówienia...
— Mów zatem...
— Śledziłem naszego ptaszka i dzięki zadziwiającej zręczności, jaką pochlubić się mogę, znam nazwisko i adres mieszkania tej... o którą nam chodzi...
— I ja wiem te wszystkie szczegóły — rzekł obojętnie Garaud.
— Czy podobna?
— Tak... jest to prawdziwem...
— Twoja córka więc o wszystkiem cię powiadomiła?..
— Ona... ona właśnie...