— A o kimże miałybyśmy mówić, jeśli we o nim... Lecz przeszkadzam wam w spożyciu obiadu — mówiła dalej wdowa Fortier — pani Lebret oczekuje mego powrotu niecierpliwie. Życzę więc szczęśliwej podróży, panie Lucyanie. Będę prosiła Stwórcy, ażeby cię miał w swojej opiece... Bądź pewien, iż nie zapomnimy tu o tobie. Co do mnie, będę troskliwie czuwała nad ukochanym twym skarbem.
Tu okryła pocałunkami rumiane policzki dziewczęcia.
— Dowidzenia wkrótce. Wyszedłszy od siebie, jeszcze raz na chwilę wstąpię tu do was.
Tu weszła do swego pokoju, a zabrawszy potrzebne przedmioty, wróciła, ażeby ucałować Łucyę, uścisnąć rękę Lucyana, poczem udała się do piekarni na ulicę Delfinatu.
Syn Juliana Labroue, mając wyjechać nazajutrz rano pociągiem wychodzącym o szóstej godzinie, potrzebował nieco wcześniej wrócić do swego mieszkania, aby się przygotować do podróży. Około dziesiątej więc pożegnał Łucyę, obiecując, jej pisywać codziennie i wsiadłszy do powozu, kazał się zawieźć na ulicę Miromesnil.
Nazajutrz znalazł na stacyi drogi żelaznej nadzorcę i dwóch mechaników, mających mu towarzyszyć do Bellegarde i wkrótce lokomotywa uniosła go zdała od ukochanej.
∗
∗ ∗ |
Od dnia, w którym po raz pierwszy przedstawiliśmy naszym czytelnikom Owidyusza Soliveau, mogli się oni przekonać, iż ów łotr, pełen występków, był zdolnym do najhaniebniejszych zbrodni.
Przypominamy sobie, iż na okręcie Lord-Major, wiozącym go do Ameryki, pokusił się o kradzież, a nie było to piersza jego próbą na tem polu, ponieważ Ireneusz Bosse objaśni łHarmanta, iż miał w ręku wyrok, skazujący Owidyusza na karę za kradzież z włamaniem. Od kradzieży do morderstwa