Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/468

Ta strona została przepisana.

— Ucieszony z otrzymanych rezultatów, jako i tych, które spodziewał się otrzymać w przyszłości, zasnął wkrótce po udaniu się na spoczynek.
Amanda ze swej strony tonęła w złotych marzeniach.
O jedenastej nazajutrz Owidyusz przybył do restauracyi, gdzie rozkazał przygotować śniadanie na kwandrans na dwunastą. Przed rozejściem się, Soliveau z Amandą naznaczyli sobie godzinę obiadu, przyrzekając, iż tak będzie codziennie.
Trzeciego dnia przybywszy na śniadanie o jedenastej, dziewczyna rzekła do starego swego wielbiciela:
— Musimy się dziś spieszyć... mam pójść za załatwieniem zlecenia pani Augusty.
— Gdzie?
— Mam odnieść materyę i ozdoby do sukni balowej, jednej ze szwaczek, pracującej po za zakładem. Chodzi tu o pilne wykończenie roboty.
— Jak daleko mieszka ta szwaczka?
— O! na drugim końcu Paryża... przy ulicy de Bourbon numer 9.
— To Łucya! — pomyślał Owidyusz. — Pozwolisz mi pani sobie towarzyszyć? — zapytał głośno — tym sposobem dłużej razem z sobą pozostaniemy.
— Dobrze... zawołaj pan fiakra i czekaj w nim na mnie o kilkanaście kroków.
Amanda po śniadaniu wyszła z restauracyi, Owidyusz przywołał fiakra i oczekiwał w nim niedaleko mieszkania pani Augusty.
Po dziesięciu minutach, dziewczyna wyszedłszy ze szwalni, wsiadła do powozu i położy wszy pakiet przed sobą, rozkazała jechać woźnicy na ulicę de Bourbon pod numer 9.