Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/469

Ta strona została przepisana.
XXIX.

— Czy pani Augusta ma dużo robotnic. pracujących w mieście? — jadąc ze swą towarzyszką zapytał Soliveau.
— Nie wiele — rzekła Amanda — nie lubi ona powierzać roboty do domów. Czyni wszelako wyjątki w tym względzie dla tych, które nie chcą lub nie mogą przychodzić do pracowni. Jedną z takich jest Łucya...
— Któż to ta Łucya?
— Szwaczka, do której właśnie jadę.
— Młoda dziewczyna?
— Tak.
— Ładna?
— Ni ładna, ni brzydka, lecz głupia, a zarozumiała jak nie można więcej. Udaje niewiniątko!.. Do prawdy, to śmieszne!.. Sądzi, że kto a wierzy w jej cnotę... Jest ona wszakże bardzo przebiegłą... Potrafiła zjednać sobie względy pani Augusty, która ją tylko widzi i we wszzystkiem daje jej przed innemi pierwszeństwo. Właśnie wiozę tu materyały na suknię balową, którą pojutrze będzie musiała pójść przymierzać do Garenne de Colombes, a która musi być gotową na sobotę punktualnie o dziewiątej wieczorem. Skończy ją ona, jestem pewna, ho co do tego, nie opóźnia się nigdy.
— Suknia balowa do Garanne de Colombes? — powtórzył zdumiony Owidyusz.
— Cóż w tem dziwnego? To suknia dla żony mera, który wraz z nią zaproszonym został na bal do prefekta Sekwany.
— I panna Łucya pójdzie tak daleko dla przymierzenia?
— Pojedzie pociągiem drogi żelaznej. Ja sama jeździłam kilkakrotnie do tej pani. Wsiada się w wagon na stacji Saint-Lazare, a wysiada w Bois de Colombes; minąwszy następnie linię Wersalskiej drogi żelaznej, idzie się drogą wiodącą przed sam dom mera. Dobra to wprawdzie przechadzka