Soliveau wsunął się w kąt powozu, a przymknąwszy oczy, rozmyślać zaczął.
Lekko i żywo dziewczyna w mgnieniu oka dosięgnęła szóstego piętra. Stanąwszy u drzwi zapukała z lekka.
— Proszę wejść! — ozwała się Łucya z wewnątrz pokoju.
Szwaczka próg przestąpiła.
— Ach! to ty panno Amando — zawołała narzeczona Lucyana — założyć bym się gotowa, że mi przynosisz pilną robotę.
— Wygrałabyś pani... jest bardzo pilną w rzeczy samej.
— Dla kogo?
— Dla jednej z klientek, bardzo dla nas niedogodnej... Zgadnij dla której...
— Dla pani merowej z Garenne de Colombes... — zawołała śmiejąc się Łucya.
— Odgadłaś... suknia balowa.
— A kiedy przymierzyć ją będzie trzeba?
— Pojutrze...
— Ależ to niepodobna...
— Dlaczego?
— Ponieważ wykończam kostyum bardzo pilny dla panny Harmant.
— Odłóż ten kostium... Tak rozkazała pani Augusta, a przedewszystkiem zabierz się do szycia tej sukni. Masz pójść przymierzyć ją pojutrze o godzinie trzeciej po południu. Pani merowa potrzebuje tej toalety na sobotę, w tym dniu bowiem jest zaproszoną na bal do prefekta Sekwany.
— Na sobotę! — zawołała Łucya, załamując ręce — a dziś mamy już środę.
— Będziesz musíała szyć w nocy. Pani Augusta poleciła mi powiedzieć, iż odpowiednio wynagrodzi cię za to. Wiele jej ma tem zależy, aby zadowolnić swą klientkę z Garenne.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/471
Ta strona została przepisana.