szczęśliwą wróżbą do tego stopnia, że w pierwszej chwili chciał zaniechać powziętego względem postanowienia Łucyi.
— Otóż poczyna się nakłaniać! — zawołał; — odgadłem, że owa wielka namiętność jest w głębi przemijającem tylko dzieciństwem... Rozmyślił się nareszcie... Ha! nie odrzuca się majątku, skoro takowy łatwo zdobyć nam przychodzi... Widzę, że ten chłopiec nie stanowi wyjątku z ogólnej reguły... W ciągu dwóch miesięcy zobaczę go u stóp mej córki, skutkiem czego być może usunięcie bezwładnej rywalki niepotrzebnem się stanie.
Pełen radości, poszedł do pokojów Maryi, ażeby jej odczytać ostatnie wyrazy listu Lucyana. Biedne to dziewczę od chwili spotkania, które miało miejsce przy ulicy de Bourbon, pogrążonem było w smutku głębokim. Pomimo twierdzeń ojca, jego obietnic i przysiąg, nie wierzyła ona w możność małżeństwa z synem Juliana Labroue. Postać Łucyi stawała bezustannie pomiędzy nią a tym, którego ukochała, co zwiększało jej rozpacz.
Jakób Garaud wszedł z rozjaśnioną twarzą.
— Odebrałem — rzekł — wiadomość od Lucyana.
Blady uśmiech ukazał się na ustach dziewczęcia, oczy jej przelotnym zajaśniały blaskiem.
— Pisał do ciebie, ojcze? — spytała.
— Tak.
— I cóż donosi?
— Wielce pocieszające dla ciebie szczegóły.
— Doprawdy? — mówiła gorączkowo.
— Przeczytaj, proszę, te kilka wierszy, a sama osądzisz.
Tu podał córce list, wskazując przypisek. Marya pochwyciła papier drżącą ręką, rumieniec wystąpił na jej blade policzki. Czytała.
— I cóż? — zapytał Harmant.
— Tak... — wyszeptała z westchnieniem — przypomniał sobie o tej, która wstawiała się za nim... Wierzę w tę wdzięczność z jego strony... wierzę nawet w jego dla mnie przyjaźń...
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/475
Ta strona została przepisana.