Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/480

Ta strona została przepisana.

Nazajutrz o wpół do drugiej w południe, Łucya wychodziła ze swego mieszkania z pakietem w ręku, a wsiadłszy w fiakr, kazała się wieść na stacyę Saint-Lazare.
O trzy kwandranse na drugą wsiaSła na pociąg drogi żelaznej, mający ją powieść do Bois-Colombes. Pragnąc dotrzymać danego przyrzeczenia pani Auguście, jechała do Garenne de Colombes dla przymierzenia sukni żonie mera na bal, mający się odbyć nazajutrz u prefekta Sekwany.
Wysiadłszy w Garenne, szła z wolna, ostrożnie, aby nie pomiąć drogiej, jedwabnej materyi, okrytej z wierzchu lekką tkaniną. Przebywszy drogę na której w wigilią dnia tego widzieliśmy Owidyusza Soliveau, minęła Wersalską drogę żelazną, zwracając się ku znanej nam ścieżynce.
Słońce błyszczało pogodnie. Pacy a nie obawiała się mimo, iż okolica była pustą zupełnie. Przybywszy do miejsca gdzie kończyły się ściany budowli, a poczynała równina, spostrzegła pracujących na polu wieśniaków, pod ciepłemi promieniami słońca. Doszedłszy kępy drzew, przeglądanych starannie w dniu poprzedzającym przez Owidyusza cofnęła się nagle, wydając okrzyk przestrachu. Pod topolą na trawie leżał mężczyzna z głową opartą na rękach uśpiony, lub też udający śpiącego.
Mimo wykrzyknięcia Łucyi, nieporuszył się wcale.
— Jakżem dziecinna — pomyślało dziewczę, przechodząc obok niego — wylękłam się śpiącego spokojnie człowieka.
Zaledwie się jednak oddaliła, ów śpiący otworzył oczy, śledząc ją pilnie spojrzeniem, poczem przymknął powieki, zdając się zasypiać na nowo.
Punktualnie o trzeciej godzinie, służąca wprowadzili Łucyę do pokoju żony mera. Pani merowa była silną, otyłą kobietą, nie ładną wcale, lubiącą jednak się stroić i uczęszczać na zabawy.
— Pochwalić panią należy za jej punktualność — wyrzekła do Łucyi uprzejmie — przychodzisz zapewne suknię mi przymierzyć?