Jak objaśniliśmy poprzednio, fiakr, w którym znajdował się Owidyusz z Amandą, przystanął naprzeciwko domu nr. 9, przy ulicy de Bourbon.
Młoda dziewczyna, przebiegłszy schody, weszła do pokoiku, w którym Łucya pracowała z Antoniną.
— Jakże — pytała — byłaś, Łucyo, w Garenne de Colombes?
— Tak, przymierzałam suknię merowej.
— I będzie gotową?
— Jutro, na oznaczoną godzinę. Widzisz, pani, iż dla pośpiechu prosiłam mej przyjaciółki, aby mi w szyciu pomogła.
— Dobrze zrobiłaś. Pani Augusta kazała mi zapytać, czy zechcesz pójść sama do Garenne, ponieważ mnie posłać ma jutro wieczorem z materyałami do jednej z klientek, mieszkającej w Saint-Mandé.
— Pójdę sama.
— A nie będziesz obawiała się iść w nocy pustą tą ścieżynką, obok drogi żelaznej?
— Czego mam się obawiać? Proś pani tylko, aby mi przysłano z pracowni kawał białego kartonu dla owinięcia tej sukni.
— Dobrze, przyślemy go tobie.
I dowiedziawszy się, o czem wiedzieć pragnęła, Amanda wróciła do oczekującego na nią kochanka.
Podczas, gdy ona bawiła u Łucyi, Owidyusz nie siedział już, jak po raz pierwszy w głębi powozu. Jednym ze sklepów, położonych w domu nr. 9, był, jak nadmieniliśmy, skład nożowmika. Soliveau zauważył to w dniu, w którym przebrany za mularza, podniósł uronioną z okna chusteczkę Łucyi.
— Otóż sklep, jakiego mi właśnie potrzeba — pomyślał. Poczem, wysiadłszy z powozu, wszedł do składu.
— Co pan sobie życzy? — zapytała siedząca za kontuarem kobieta.
— Chciałbym wybrać nóż kuchenny — rzekł — ostry i silny, w rodzaju tych, jakich używają rzeźnicy do ćwiertowania mięsa.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/492
Ta strona została przepisana.