Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/493

Ta strona została przepisana.

— Mam taki właśnie — odrzekła nożowniczka, wyjmując z wystawy żądany przedmiot. — Jest to nóż doskonały, naszej fabryki, za trwałość którego poręczyć mogę.
Owidyusz obejrzał ostrze z uwagą.
— Ile pani zań żądasz? — zapytał.
— Dwa franki siedemdziesiąt pięć centymów.
— Dobrze, oto pieniądze, proszę zawinąć.
Kupcowa, owinąwszy nóż w gruby papier i obetkawszy szpiczasty koniec starannie, oddała go nabywcy, który, wyszedłszy z nim, wsiadł do powozu.
Nie spojrzawszy za kupującym nieznajomym, nożowniczka zapisała jedynie w księgach regestrowych: „Nóż kuchenny, 2 franki 75 centymów — nie myśląc o tem więcej.
W dwie minuty po wejściu do fiakra Owidyusza ukazała się Amanda. Soliveau podał jej rękę uprzejmie.
— Do restauracyi pod Złotą wieże! — zawołał na woźnicę; a potem zwracając się do swej towarzyszki: — Cóż, suknia będzie na jutro gotową? — zapytał.
— Niezawodnie, ponieważ Łucyi pomaga w szyciu jej przyjaciółka.
— I pójdziesz z nią razem jutro wieczorem?
— Nie... bardzo zręcznie od tego się wymówiłam. Powiedziałam jej, że jestem wysłaną do klientki, Łucya więc pójdzie sama do Garenne de Colombes.
Owidysz zadrżał na te słowa. Złośliwy uśmiech wybiegł mu na usta. Jedyna zapora, jaka mogłaby przeszkodzić jego zamiarowi, dziwnym zbiegiem okoliczności usuniętą została. Nie potrzebował obawiać się już więcej obecności Amandy. Wykonanie planu ławiejszem się stawało.
— Tem lepiej! — zawołał — nie zmienimy naszych zwyczajów.
— Będziemy mogli obiadować wcześniej — rzekła Amanda.
— Jakto?
— Jutro o godzinie piątej mam zanieść sztukę materyi do jednej z klientek w Saint-Mandé. Gdybyś zechciał być