— Eliza odniesie go do Garenne des Colombes i powróci tu z mą matką, tym sposobem dziś ją zobaczę. Śpiesz się... śpiesz!... błagam — powtarzała chora.
— Uczynię, co żądasz — rzekł właściciel piekarni, wychodząc.
— Matko Elizo — wyrzekł, siadając przy stole i zabierając się do napisania listu — czeka cię nielada wędrówka wśród nocy.
— Gdzie, panie? — spytała wdowa.
— Będziesz musiała pójść do mej teściowej.
— Chętnie to uczynię — odpowiedziała, zgadując co zaszło.
— Czy wiesz, gdzie czart ów mieszka? — mówił Lebret — aż w Garenne des Colombes, pod numerem 41-ym.
— Odnajdę ją — rzekła Joanna, nie chcąc wyznać, iż była tam już dziś rano. — Cóż mam powiedzieć pańskiej teściowej.
— Oddasz jej list, który napiszę. Ostatni pociąg, jadący do Paryża, przechodzi przez Bois-Colombes o północy, minut sześć. Potrzeba ci będzie tak się urządzić, ażebyś matkę mej żony mogła przywieźć tym właśnie pociągiem. Nasza chora pragnie widzieć się z nią koniecznie.
— Przywiozę ją, panie Lebret, upewniam. Obecnie mamy dwadzieścia minut po dziewiątej. Zatem o dziesiątej wsiądę na pociąg ze stacyi Saint-Lazare. O trzy kwadranse na jedenastą będę u pani Lebel i przyjadę tu wraz z nią pociągiem przychodzącym o północy.
Lebret, napisawszy list, włożył go w kopertę i podał roznosicielce.
— Pośpiesz się pani — rzekł — oto pieniądze. Wsiądź do powozu, udaj się na stacyę i z powrotem przyjedź również fiakrem.