I pobiegł ścieżką, ciągnącą się pod kępą drzew, którą na chwilę przed tem szła roznosicielka chleba. Nagle zwolnił kroku i zatrzymał się, nasłuchując. Na małej odległości przed sobą dosłyszał rozmowę i trzy ludzkie postacie ukazały mu się w ciemności. Nędznik uskoczył na bok ze ścieżki i biedź począł co sił wpoprzek przez pola uprawne, rzuciwszy po za siebie rękojeść złamanego noża. Trzy ludzkie postacie, które dojrzał Owidyusz, były to Joanna Fortier i pani Lebel wraz ze służącą.
— Upewniam panią, żem słyszała jakiś krzyk od strony drogi żelaznej, tam... naprzeciw nas... z końca tej ścieżki... krzyk przerażający, straszny okrzyk śmierci! — mówiła roznosicielka.
— Zdawało się pani — odpowiedziała zagadniona, której słuch był nieco przytępionym.
— Nie, ja się nie mylę, słyszałam ów krzyk wyraźnie.
— Może to świstała lokomotywa?
W tej właśnie chwili Owidyusz, chcąc uniknąć spotkania, zaczął uciekać przez pole.
Joanna to spostrzegła.
— Patrz pani... patrz! — wołała, wskazując na cień mknący w oddaleniu. Jakiś człowiek... człowiek, który nas spostrzegł, ucieka... Zbrodnię spełniono gdzieś w pobliżu! Krzyk, który usłyszałam, był krzykiem konającego.
Tu roznosicielka biedź szybko naprzód zaczęła.
Pani Lebel ze służącą szły zwolna. Joanna, biegnąc naprzód, słuch wytężyła. Przybywszy pod kępę drzew, do miejsca, gdzie się ów dramat rozegrał, przystanęła drżąca. Na ziemi u jej stóp leżało ciało jakieś bezwładnie. Pochyliwszy się, dotknęła palcami kartonu, który Łucya z rąk wypuściła. Dreszcz nerwowy wstrząsnął przybyłą od stóp do głowy. Myśl straszna, przerażająca, przebiegła jej umysł. Przypomniała sobie, iż w przeddzień dnia tego, przy spotkaniu Lucyi w tem samem miejscu, powiedziała jej ona, że nazajutrz wieczorem ma odnieść suknię do Garenne de Colombes. Karton, którego
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/513
Ta strona została przepisana.