Zapisawszy to wszystko, brygadyer udał się na wskazane miejsce wypadku.
Lokomotywa gwizdnęła, pociąg miał ruszyć za chwilę.
Służąca wróciła z kupionemi biletami i obie z panią Lebel przeszły na plant, wsiadając do wagonu.
Brygadyer podążając szybko, przybył wkrótce do Joanny, która wpół klęcząc podtrzymywała głowę zranionej. Biedne dziewczę żyło, lecz była pogrążoną w omdleniu.
Spostrzegłszy nadchodzącego brygadyera, roznosicielka zapomniała o trwodze jaką sprawiał jej zwykły widok żandarmów i powitała go okrzykiem radości.
— Ach! panie, przybywaj na pomoc... — wyrzekła. — To biedne dziewczę umiera!
— Jestżeś pani przekonaną, że ciężko ranioną została?
— Ma ranę zadaną w piersi... Nie wiem jak ona jest głęboką, lecz krew bezustannie spływa po mych rękach.. Trzeba ją ztąd wynieść najśpiesznej.
— Pomoc przybędzie natychmiast... Posłałem po komisarza, po nosze i dwóch ludzi.
— Ależ tu potrzeba doktora!.. — zawołała Joanna.
— Masz pani słuszność; komisarz pewno go z sobą przyprowadzi.
Wśród głębokiego milczenia nocy, zabrzmiał głos w oddaleniu.
— Brygadyerze... gdzie jesteś?
— Tu... tu! — odpowiedział zapytany, poznawszy głos swego podwładnego. — Idźcie za śladem płotu przy drodze żelaznej.
Wkrótce pośród ciemności ukazały się światła latarni; słychać było przyśpieszone stąpania.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/516
Ta strona została przepisana.