Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/517

Ta strona została przepisana.
V.

Larchaud zdyszany, z czołem oblanem potem, biegł, wyprzedzając gromadkę ludzi idących poza sobą.
— Otóż nadchodzi pan komisarz — rzekł żandarm — znalazłem go przy wieczerzy z doktorem Duval a wraz z nim i moi towarzysze z noszami.
— Dzielnieś się spisał Larchaud — wyrzekł brygadyer.
Wymienieni przybyli wkrótce na miejsce zbrodni. Komisarz policyi z doktorem, szli na czele. Za nimi postępowało czterech żandarmów, z których dwaj nieśli nosze, dwaj zaś inni trzymali w ręku latarnie. Ci ostatni zbliżywszy się, oświetlili całą grupę.
Blada, z zamkniętemi oczyma Łucya, niedawała znaku życia.
— Kto jest ta kobieta? — zapytał komisarz, wskazując na Joannę Fortier, tak bladą jak i zraniona, całą krwią pokrytą.
Brygadyer opowiedział szczegóły posłyszane od pani Lebel.
— Zatem pani znasz tą dziewczynę? — zapytał.
— Tak panie.
— Któż ona jest?
— Poczciwe, pracowite dziecko, mieszka w Paryżu, w tym samym domu gdzie ja zamieszkiwałam.
— Zkąd i dlaczego znalazła się o północy w tak bezludnem miejscu?
— Jest szwaczką, odnosiła suknię balową żonie pana mera. Widzisz pan karton opróżniony tuż przy niej.
— A pani zkąd się tu wzięłaś o tej godzinie?
Joanna wyjaśniła powód swego przybycia.
Komisarz uznał powód ten za dostateczny, tem więcej, iż zgadzał się on z wyjaśnieniem pani Lebel.