Owidyusz zaś udając się do łóżka powtarzał:
— Teraz kochany kuzynie trzeba nam uregulować rachunek, a będzie on potężnym... uprzedzam!
∗
∗ ∗ |
Równo ze świtem komisarz policyi z Bois Colombes wraz z sekretarzem i żandarmami przybył pod kępę drzew na miejsce, gdzie Łucya upadła pod morderczym ciosem, ręką Owidyusza zadanym.
Śledztwo wykazało, że zbrodniarz czatował, leżąc w krzakach, gdzie ślad był widocznym, czekając na którego z przechodniów. Co do rękojeści noża, przy którym trzymała się połowa ostrza, drugiej połowy odnaleść niepodobna było. Rozpoczęto przeszukiwania na drodze Bois de Colombes.
Doktór przybył do łoża chorej, która po długich godzinach omdlenia, zaczęła odzyskiwać wreszcie przytomność.
Łucya otwarłszy oczy, powiodła w około siebie zrazu niepewnem, następnie nlespokojnem spojrzeniem. Zmarszczyła czoło, myśli jej wyraźnie pracować zaczęły. Nagle spostrzegłszy matkę Elizę, chciała wydać okrzyk radości, lecz tenże powstrzymany bólem, zamarł na jej ustach.
Joanna pochyliła się ku niej.
— Poznajesz mnie drogie dziecię? — pytała.
— Tak... tak! — odrzekła Łucya słabym głosem — lecz nie znam miejsca, w którem się znajduję... Nigdy tu nie byłam... Gdzie ja jestem?
— Znajdujesz się w mieszkaniu pana komisarza policyi, z Bois de Colombes.
Słowa te przywiodły na pamięć dziewczynie wszystko, co zaszło nocy poprzedzającej.