Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/522

Ta strona została przepisana.
VI.

Komisarz zbliżył się teraz do chorej.
— Zostałaś pani ranioną — rzekł — obowiązkiem było z mej strony dać ci w mym domu schronienie.
— Tak... tak!.. przypominam sobie... — szepnęło dziewczę. — Zanosiłam suknię balową do Garennes... Wracając, szłam drogą przez Bois Colombes, dążąc na pociąg odchodzący do Paryża... gdy nagle, jakiś człowiek wypad! z zarośli i zadał mi cios w piersi. Odtąd, aż do chwili, gdym otworzyła oczy ciemność mój umysł zalega.
— Czyś nie dojrzała oblicza tego człowieka, który w ciebie uderzył?
— Nie panie... Noc była zbyt ciemna.
— Miałaś na sobie zegarek... nieprawdaż?
— Tak... złoty zegarek z łańcuszkiem.
— I pugilaresik?
— Również.
— Cóż w nim było?
— Trzydzieści franków i bilet na powrotną jazdę drogą żelazną.
— Widocznie więc dla ułatwienia kradzieży zabić cię usiłował. Wszystkie zegarki jednak mają wyryte wewnątrz numera. Pamiętasz numer tegoż?
— Nie panie.
— Gdzie go kupiłaś?
— Otrzymałam go w podarunku. Wiem jednak, że został nabytym w sklepie zegarmistrza, przy ulicy św. Antoniego, na rogu, przy passażu Guêmenie.
Komisarz zapisywał otrzymane szczegóły.
— Czy mógłbym prosić — dodał — o nazwisko osoby, której ten zegarek został sprzedanym?
— Owszem... wyjawię je panu. Jest nim mój narzeczony, Lucyan Labroue.