Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/524

Ta strona została przepisana.

Roznosicieka chleba, ucałowawszy Łucyę, wyszła z pośpiechem, podążając na stacyę drogi żelaznej.
Przy wejściu na ulicę Delfinatu zatrzymała się jak wryta. Na okiennicach mieszkania, jak również i na drzwiach piekarni dojrzała przyklejoną kartę tej treści:

Zamknięto z powodu śmierci właścicielki.

Joanna ze ściśniętem sercem weszła do mieszkania znajdującego się za sklepem, gdzie zastała panią Lebel, Lebreta i służącą. Płakali we troje.
— Skończone, matko Elizo — rzekł piekarz przerywanym głosem — ma biedna żona umarła...
— Przebacz mi pan, panie Lebret — odparła ze łzami w oczach roznosicielka — przebacz, żem nie mogła tu znajdować się wczoraj.
— Moja teściowa opowiedziała mi wszystko... Jesteś zupełnie wytłumaczoną, Elizo. Żona przywoływała cię przed zgonem... Chciała cię widzieć koniecznie... Bardzo cię kochała. Wszak nie opuścisz mnie? — mówił dalej — zostaniesz roznosicielką jak przedtem?
Joanna łkała.
— Chciałam prosić cię, panie Lebret — wyjąkała po chwili — byś mi udzielił pozwolenie na wyjazd do Bois Colombe, przyrzekłam biednej ranionej, iż dziś powrócę do niej.
— Idź... chętnie na to się godzę.
— Jakże się ma to dziewczę? — pytała pani Lebel.
— Nieco lepiej. Rana, pomimo, iż jest głęboką, nie grozi niebezpieczeństwem. Powrócę tam, aby biedną Łucyę przywieźć dziś wieczorem do Paryża.
— Jedź więc, nie zwlekaj — rzekł Lebret. — Piekarnia przez dwa dni będzie zamkniętą; służąca zastąpi cię w roznoszeniu chleba, który piec będą u mego sąsiada.
— Jutro zrana przyjdę tu i obejmę mą służbę — odpowiedziała Joanna; — chcę być obecną podczas pogrzebu i od-