Młode dziewczę zabrało się zaraz do pracy, pomimo, iż wszelkie utrudzenie surowo przez lekarza wzbronionem jej było, gdyż rana wbrew pozornemu wyzdrowieniu mocno niekiedy jej dokuczała.
Najpierwszą z robót, jakie Łucya rozpoczęła po przybyciu do swego mieszkania, było wykończenie kostyumów dla panny Harmant.
Marya, której znamy stan moralny i jej fizyczne cierpienia, pogrążona w ciężkim swym smutku mało kiedy wyjeżdżała, nie troszcząc się o zamówione toalety u pani Augusty, która powiadomiona o chorobie córki milionera, a tem samem przekonana, iż czas nie naglił, czekała cierpliwie na wyzdrowienie Łucyi.
Córka Pawła Harmant nie wiedziała o wypadku, jaki spotkał młodą robotnicę, a gdyby traf powiadomił ją o tem, nie byłaby przypuściła na chwilę, że to ona sama stała się bezwiedna sprawczynią tej zbrodni.
W kilka dni po przybyciu na ulicę de Bourbon, czując się nieco lepiej, Łucya posłała matkę Elizę do szwalni z zapytaniem jak ma postąpić z przymierzaniem ubiorów, zamówionych przez pannę Harmant.
Pani Augusta odpowiedziała, iż radaby, jeżeli Łucya może wychodzić, aby z takowemi udała się sama do pałacu przy ulicy Murillo.
Dziewczę pragnęło uniknąć tej przykrej konieczności. Zimna ironia Maryi, podczas jej ostatniej bytności, głęboko Łucyę dotknęła, obok czego jakieś nieokreślone przeczucie, jakiś głos wewnętrzny, powtarzał jej: Nie chodź tam. Wszak pani Augusta kazała ją prosić by się tam właśnie udała, a owa prośba oznaczała rozkaz z jej strony... Nie było zatem rady. Pójść było trzeba.