— Łucya? — wyrzekła drżącym głosem.
— Tak... ona to właśnie przybyła.
— Co!.. Łucya!! — zawołał Harmant — zerwawszy się nagle osłupiały.
Marya nie zrozumiała, nie mogła zrozumieć powodów trwogi swego ojca, widniejącej na jego obliczu.
— Obecność tej dziewczyny draźni go... — pomyślała.
— Ja jej nie przyjmę, mój ojcze... — głośno wyrzekła.
Słowa te oddziałały uspokajająco na umysł Harmanta; uczuł, iż mógł się zdradzić, przestawszy nad sobą panować.
— Łucya żyjąca... tu?.. Czy podobna?.. — pomyślał. — Owidyusz miałżeby więc skłamać bezczelnie?.. Bądź co bądź, należało się przekonać o tożsamości dziewczyny, a ztąd widzieć ją potrzeba było koniecznie.
Garaud pochyliwszy się ku córce, rzekł do niej z cicha:
— Nie mogłem pohamować wzburzenia, na wspomnienie tej dziewczyny, lecz widzę, że to było niesprawiedliwem.
— Jakto niesprawiedliwem?.. — pytała Marya.
— Tak... ponieważ to dziewczę nie wie.. że jest przyczyną twego cierpienia. Nie godzi się zatem odmawiać jej przyjęcia. Przychodzi ona tu jako szwaczka, przysłana z magazynu. Dlaczego więc i z jakich powodów miałaby zastać drzwi przed sobą zamknięte? Przyjmij ją dzisiaj jak zwykle, prosząc następnie pani Augusty, aby ci inną szwaczkę na przyszłość przysyłała.
— Jej widok jest dla mnie wstrętnym!.. — zawołała Marya.
— Przyzwij na pomoc osobistą swą godność, a przezwyciężysz ów wstręt bez trudu...
— Masz słuszność, mój ojcze.
Harmant zwrócił się do kamerdynera, oczekującego na dalsze rozkazy.
— Każ wejść tej robotnicy — rzekł.
— Jakto, tutaj ją przyjmiemy? — zawołała Marya.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/538
Ta strona została przepisana.