Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/539

Ta strona została przepisana.

— Dlaczego nie? Jeśli nie zechcesz przymierzać ubrania, każesz jej odejść pod jakimkolwiekbądź pozorem.
Niech wejdzie powtórzył, zwracając się do służącego.
Po kilku minutach Lucya ukazała się we drzwiach. Była śmiertelnie bladą, widocznie owładnięta wzruszeniem, zaledwie na nogach utrzymać się zdołała. Marya spostrzegła tę wielką zmianę, zaszłą w dziewczynie od ostatniego widzenia, lecz nie wzruszyło to jej bynajmniej.
— W jakim celu panna przychodzisz? — spytała dumnie.
— Przychodzę dla przymierzenia pani kostyumów — odrzekła Lucya słabym głosem. — Opóźniłam się z robotą, ale nie moja w tem wina. Uległam wypadkowi, a raczej zbrodni, co przez dni kilkanaście pracować mi nie dozwoliło.
Na słowa te drgnął Harmant.
— Zbrodni... powtórzyła Marya z zaciekawieniem.
— Tak, pani... usiłowano mnie zamordować...
— Zostałaś pani ranioną, być może? — pytał z udaną obojętnością Garaud.
— Tak... i dotąd jeszcze cierpię z przyczyny tej rany. Otrzymałam pierwsze uderzenie nożem w piersi, a drugi cios równie wymierzony byłby mnie zabił niechybnie, gdyby ostrze noża nie złamało się o stalowy pręt gorsetu... Temu to trafowi jedynie zawdzięczam me życie.
— W rzeczy samej traf to szczęśliwy, który należy błogosławić — rzekł Harmant. — Złoczyńca schwytanym został bezwątpienia?
— Nie, panie... Lecz mamy nadzieję, że wkrótce go ujmą..
Odpowiedź ta wywołała krople zimnego potu na czoło milionera, siłą woli jednakże pokrył wzruszenie.
— Udzieliłaś pani zapewne jakich wskazówek policyi? — Zapytał.
— Nie, ponieważ wśród nocy nie mogłam rozeznać postaci tego łotra. Był to niewątpliwie jeden z włóczęgów, cza-