Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/54

Ta strona została przepisana.

tychmiast! — Zbierz Jakóbie rysunki, plany i podaj mi je. — Zamknę to w kasie żelaznej.
— Natychmiast, panie! — rzekł Jakób, w którego wzroku dzika radość zabłysła. — I począł zbierać papiery. — Pan Labroux pociągnął za sznurek, co poruszyło uderzenie dzwonu w podwórzu. — Następnie podszedłszy ku drzwiom gabinetu, otworzył je i przywołał kasyera.
— Panie Ricoux — rzekł doń — telegram od mojej siostry wzywa mnie do mego syna chorego, odjeżdżam. Zrób rachunek. — Zatrzymaj sumę jaka ci być może potrzebną, a oddaj mi resztę.
— Natychmiast — rzekł kasyer — lecz pan tak mocno zmięszany, pozwól zapytać, czy choroba syna pańskiego jest niebezpieczna?
— W telegramach mieści się zwykle lakonizm przestraszający. Moja siostra nie donosi mi szczegółów, o których chcę wiedzieć. Gdybym czekał, umarłbym z niepokoju! Pospiesz pan zatem. — Na przybycie do Paryża i dosięgnięcie pociągu drogi żelaznej Orleańskiej, potrzebuję ośm godzin, minut dwadzieścia czasu!
— Biegnę — zawołał kasyer wychodząc.
Uderzenie w dzwon, o jakim wspomnieliśmy, przywołało Joannę.
— Każ pani stangretowi zakładać konie do powozu co najprędzej — mówił pan Labroux — a potem przyjdź do mnie na chwilę.
W parę sekund Joanna była z powrotem. Jakób stał przy stole, zbierając wolno papiery. Kasyer Ricoux wszedł, by zdać rachunek.
— Zachowuję pięć tysięcy franków u siebie — rzekł — i mam nadzieję, że nie będę potrzebował otwierać do pańskiej kasy przed jego powrotem.
— Być może — odparł inżynier. — W każdym razie nie spodziewaj się mnie pan jak za dwa dni, co najrychlej.
— Dziś środa. Przypuszczając, iż nie zostawszy zatrzy-