Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/543

Ta strona została przepisana.

Zdumiony niezwykłem podobieństwem młodej szwaczki do Joanny Fortier, wypytywał on Maryę o szczegóły pierwszych lat życia Łucyi. Myśl pewna dojrzewała w jego głowie. Posiadłszy obecnie niezbędne ku temu wskazówki, potrzebował co rychlej zobaczyć się z Owidyuszem Soliveau, aby mu donieść, że cios jego chybił, oraz, że ofiara żyje w dobrem zdrowiu.
Nie użył jednakże własnego powozu, lecz wsiadłszy do fiakra, polecił się wieźć na ulicę Clichy. Daremnie wszelako dzwonił do drzwi ogrodu. Nikt nie odpowiadał, Soliveau był nieobecnym. Harmant uderzył gniewnie nogą o ziemię. Po ominięciu złego humoru dobył z kieszeni notatnik, kreśląc na jednej z kartek te słowa:
„Jeżeli wrócisz dziś wieczorem przed piątą, przybywaj coprędzej do Courbevoie. Gdybyś zaś wrócił po szóstej, będę na ciebie oczekiwał wieczorem o dziesiątej w kawiarni de la Paix, na placu Opery. Rzecz pilna, niecierpiąca zwłoki.“
Wydarłszy tę kartkę, wrzucił ją do skrzynki od listów, umieszczonej przy drzwiach mieszkania Owidyusza, poczem kazał się zawieźć do fabryki.
Po zerwaniu stosunków z Amandą, Soliveau, dla którego bezczynność była nieznośną, zaczął znów uczęszczać do szulerni. Namiętność gry nanowo go opanowała. Nie mogąc z braku odpowiednich środków bywać w przyzwoitych klubach, chodził do pospolitych, gminnych kawiarni, stojących otworem dla każdego, gdzie osobiste przedstawianie się potrzebnem nie było. Musimy jednakże przyznać, że grał wstrzemięźliwie, ryzykując na stawkę drobne tylko kwoty pieniędzy. Właśnie tegoż dnia po śniadaniu poszedł do jednego z pomienionych zakładów. Pomimo ograniczonych stawek, przegrał przeszło sto franków. Nie mając przy sobie więcej pieniędzy, grać dłużej nie mógł, a powróciwszy do siebie około czwartej, według zwyczaju otworzył skrzynkę od listów. Znalazł tam kartkę swego pseudo-kuzyna, treść której mocno go zastanowiła.
— Cóż się tam znowu stało nieprzewidzianego? — powtarzał — jaki powód nagli go do tak pilnego zobaczenia się zemną?