— Gdy byłam tu poprzednio u pana — pytała — czy obraz ten znajdował się w pracowni?
— Był... lecz stał na uboczu... Dlaczego jednak o to pytasz mnie pani?
— Ponieważ go niedostrzegłam, mimo, iż on w dziwny sposób przykuwa mą uwagę. Gdybym go była widziała byłby mnie uderzył pewien szczegół, jaki dziś silne na mnie wywarł wrażenie.
— Cóż takiego?
— Twarz tej kobiety, stojącej pośród żandarmów...
— Ta twarz przypomina pani kogoś ze znajomych?
— Tak... zadziwiającem jest to podobieństwo...
— Do której z osób sędziwych? — pytał żywo artysta.
— Przeciwnie, do osoby młodej zupełnie, mającej około dwudziestu dwóch lat wieku. Jest nią szwaczka od pani Augusty, mojej modniarki?
— Jakże się ona nazywa?
— Łucya... pan ją znasz może?
— Nie pani... nie znam jej wcale. Gdzież mieszka ta Łucya?
— Przy ulicy Bourbon, numer 9.
— Nie znam jej — rzekł Castel, myśląc jednocześnie. — Dziewczę, które kocha Lucyan Labroue ma imię Łucya i mieszka zarówno przy ulicy Bourbon.
— Na świecie spotykamy pełno dziwnych podobieństw ― rzekł głośno. — Zatem pani życzysz sobie mieć portret tej wielkości? — dodał, zmieniając przedmiot rozmowy.
— Tak... radabym panie. A ileż posiedzeń odbyć będzie trzeba?
— Pięć... lub sześć...
— Raczysz pan oznaczyć godziny?
— Wybór ich zostawiam pani. Jestem na jej rozkazy... Z domu obecnie nie wychodzę prawie.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/549
Ta strona została przepisana.