Kiedyż więc rozpoczniemy pierwsze nasze posiedzenie? — pytała Marya dalej:
— Pojutrze... jeśli to pani nie uczyni różnicy.
— Dobrze... przybędę około drugiej w południe, a teraz uciekam.
— Czemu tak prędko?
— Ponieważ przeszkadzam panu w jego pracy.
— O! nie... bynajmniej. Gdy pani weszłaś, miałem właśnie odpocząć nieco. Proszę więc... zechciej mi poświęcić chwil parę na miłą pogadankę.
— Chętnie... lecz o czem mówić będziemy?
— O pani.. Jestżeś zadowoloną ze swego pobytu w Paryżu?
— Tak, dosyć... Wyobrażałam sobie jednak, iż to miasto jest weselszem, bardziej ożywionem...
— Żałujesz więc pani Ameryki?
— Są chwile w rzeczy samej, gdzie radabym widzieć jej piękne niebo, jej świetną, bogatą przyrodę.
— New-Jork jest rodzinnem miastem pani... nieprawdaż?
— Tak panie... przy urodzeniu, utraciłam matkę, która była piękną i dobrą jak anioł, o czem mi często mówi mój ojciec.
— Lecz ojciec pani nie jest amerykaninem? — mówił Edmund dalej, badając niepostrzeżenie dziewczynę.
— Nie... on jest francuzem, pochodzącym z Burgundyi. Mój dziadek, ojciec mej matki, Jan Mortimer, odkrywszy w nim znakomite mechaniczne zdolności, uczynił go swoim wspólnikiem, oddając mu zarazem swą córkę za żonę.
— Dziadek pani był sławnym wynalazcą?
— O! tak... tak panie. Zarówno on, jak i mój ojciec poczynili znakomite odkrycia w dziedzinie mechaniki.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/550
Ta strona została przepisana.
XII.