— E! tysiące wdów takich spotykamy!... Jak dawno się to działo?
— Dwadzieścia jeden lat temu.
— Dwadzieścia jeden lat! Miły mój Jezu! — zawołała wieśniaczka — trzeba mieć pamięć, aby przypomnieć sobie nazwisko z tamtych czasów! Od lat dwudziestu przeszło przez moje ręce ze trzysta może niemowląt. Któżby tam zapamiętał nazwiska ich rodziców’ Jeżeli chodzi panu o ich wskazanie, tego ja dostarczyć nie mogę.
— Nie... mam o czemś innem jeszcze do pomówienia.
— Mów więc pan.
— Ta wdowa Fortier została zawyrokowaną przed dwudziestu jeden laty za potrójną zbrodnię: kradzieży, podpalenia i morderstwa.
— Wielki Boże! a to zbrodniarka! — wołała z oburzeniem wieśniaczka. — Była zapewne gilotynowaną?
— Nie, skazano ją na dożywotnie więzienie — odrzekł Soliveau. — Umieściła tutaj w Joigny u mamki kilkomiesięczną swą córkę.
— U kogo?
— Ba! gdybym wiedział, tobym panią o to nie pytał.
— Czekaj pan... czekaj! — wołała, zamyślając się, matka Noiret. — Kobieta, która została skazaną za kradzież, podpalenie i morderstwo...
— Aha! pamięć pani powraca, jak widzę.
— Tak... niegdyś mówiono o tem głośno w naszej okolicy.
— Nie przypominasz więc sobie pani, której z kobiet to dziecko powierzonem być mogło?
— Wiem, wiem... matce Fremy. Gniewało ją to, że trzyma u siebie dziecko takiej zbrodniarki, skutkiem czego traciła klientelę.
— A gdzież można znaleźć ową matkę Frémy? — pytał żywo Owidyusz.
— Gdzie znaleźć ją? na cmentarzu. Zmarła, nieboga.
Po błysku nadziei, Soliveau odebrał cios nieprzewidziany.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/556
Ta strona została przepisana.