— Byłaż przynajmniej ładną ta twoja kochanka?
— Bardzo ładną, panie, ta... ta nikczemnica! Brunetka, z ognistemi, czarnemi oczyma, maleńkim pieprzykiem na policzku, o kibici niezrównanej! Amanda była paryżanką, przybyła tu jako szwaczka do magazynu mód.
— Amanda? — powtórzył Owidyusz, któremu tak owo imię, jak i opisana postać przywiodły świeże wspomnienia.
— Tak, panie, Amanda Régamy.
— Do czarta! to ciekawe! — zawołał Soliveau.
— Pan ją znasz? — zawołał Duchemin.
— Tak jest, mój drogi, pojmuję teraz, iż cię tak zręcznie poprowadziła na manowce. Ależ ona nie mieszka obecnie w Joigny?
— Wyjechała przed kilku miesiącami do Paryża, piękne tu po sobie pozostawiwszy wspomnienie. Wyobraź pan sobie, iż w magazynie, gdzie pracowała jako szwaczka, ukradła dwie sztuki koronek, po pięćset franków wartości każda...
— Czy podobna? I nie przytrzymano jej?
— Nie, panie. Błaganiem i łzami wzruszyła swoją zwierzchniczkę, która wzamian wymogła na niej piśmienne zeznanie o popełnionej kradzieży, oraz zobowiązanie, iż w ciągu roku zwróci przynależną sumę.
— Ha! to niebezpieczna sprawa...
— Dla zapłacenia to owej modniarki popełniłem fałszerstwo.
— I cóż?
— Ha! pochwyciwszy pieniądze, powiedziała: „Mam jeszcze rok czasu przed sobą, zapłacę później?
— I zapłaciła cośkolwiek?
— Nic nie wiem, lecz zdaje się, że nie.
— Jak się nazywa modniarka, u której ona popełniła tę kradzież?
— Pani Delion.
— A mieszka?
— Tu w mieście, na Wielkiej ulicy, numer 74.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/568
Ta strona została przepisana.