— Chcę pani zapłacić.
— Jakto, przynosisz mi pan tysiąc franków za dług Amandy, z procentem przynależnym za rok czasu?
— Dołączę procent do kapitału, jeśli pani sobie życzysz.
— Właśnie... chcę tego.
— Masz pani słuszność zupełną. Procent w takim razie, licząc po pięć od sta, wyniesie pięćdziesiąt franków. Wypłacę zatem pani tysiąc pięćdziesiąt franków.
To mówiąc, dobył z pugilaresu bilet tysiącfrankowy, dołączył do tego dwa luidory i sztukę dziesięciofrankową, kładąc to wszystko przed nią na stole.
— A teraz — rzekł — proszę o deklaracyę panny Amandy.
— Natychmiast, panie.
Tu pani Delion, napisawszy pokwitowanie z odbioru pieniędzy, weszła do swego pokoju, gdzież oszklonej szafki wyjęła papier podpisany przez byłą swą szwaczkę, brzmiący jak następuje:
„Zeznaję niniejszem, iż przywłaszczyłam sobie dla spieniężenia dwie sztuki koronek, wartości po pięćset franków każda, będące własnością pani Delion. Zobowiązuję się zapłacić za takowe sumę tysiąc franków wraz z procentem w ciągu roku, licząc od dnia dzisiejszego, pod rygorem ścigania mnie za popełniony występek. Jestem bardzo wdzięczną pani Delion, że nie oddała mnie zaraz w ręce sprawiedliwości, do czego miała wszelkie prawo.“
Tu następowała data i podpis.
Przeczytawszy owo niezwykłe zeznanie, Owidyusz schował je do pugilaresu, gdzie znajdowały się dwa weksle Duchemin‘a, a pożegnawszy panią Delion, wrócił do hotelu pod Łabędziem, zamówiwszy tam śniadanie na dwie osoby. Miało ono być podanem punkt o jedenastej, w małym saloniku, gdzie obiadowali dnia poprzedniego.
W oczekiwaniu na przybycie młodego urzędnika, zaczął przeglądać dzienniki.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/573
Ta strona została przepisana.