— Przebaczam ci... zapomnimy o wszystkiem, gdy oto jesteśmy znów razem. Obiadować z sobą będziemy, nieprawdaż?...
— Tego właśnie pragnę...
— U Brebant’a?
— Gdzie zechcesz.
— Każ podać obiad do gabinetu, w którym raz pierwszy niegdyś obiadowaliśmy razem.
— Widzę, że prawdziwie mnie kochasz... Amando, jesteś aniołem!
∗
∗ ∗ |
Przypominają sobie czytelnicy, że komisarz policyi w Bois-Colombes znalazł w pobliżu Łucyi, leżącej w omdleniu, połowę a noża, użytego przez Owidyusza do zadania jej ciosu. Nie przywiązując pozornie wiele wagi do tego przedmiotu, komisarz wszelako oceniał jego znaczenie.
Posiadając dwie te wskazówki, numer ukradzionego zegarka i odłamek noża, liczył, iż przy pomocy tychże odkryje prawdziwego zbrodniarza, być może nawet dowódcę bandy, pustoszącej naówczas okolice Asnières, Courbevoie, Bois-Colombes i Argenteuil.
Aby jednakże ów nóż mógł doprowadzić do celu, potrzeba było odnaleźć rękojeść, na której musiała być wyrytą marka fabryki, mogąca poprowadzić na ślady mordercy. Nazajutrz zatem przejrzał starannie tak miejsce popełnionej zbrodni, jak do niej przyległe, bez pożądanego wszelako rezultatu. Nie zniechęcony tem, rozkazał agentom i żandarmom, przejrzeć całą równinę, przetrząsnąć każdą piędź pola, trawę rosnącą w rowach, linię drogi żelaznej, aby koniecznie odnaleźć rękojeść, którą morderca musiał rzucić uciekając. Pomimo najstaranniejszych poszukiwań, nic nie znaleziono. W śledztwie tem odznaczał się szczególną gorliwością Larchaud, ów żandarm, którego widzieliśmy przybywającego najpierwej