— I cóż?
— Obadwa błądzą w swych zapatrywaniach.
— W jaki sposób? dlaczego?
— Są przekonani, iż nie kradzież była pobudką tej zbrodni, że człowiek, który we mnie uderzył, uczynił to przez nienawiść lub zemstę.
— Na czemże opierają te przypuszczenia?
— Na dosyć dziwnej okoliczności... Nóż nieznanego mordercy złamał się o stalową bryklę mego gorsetu. Drugą tegoż połowę odnaleziono właśnie, a na rękojeści marka fabryki i nazwisko sprzedającego przekonywają, iż został on kupionym w wigilię dnia spełnienia zbrodni przez jakiegoś pana w średnim wieku, w wytwornem ubraniu, wyrażającego się nader poprawnie, który przybył w tym celu do sklepu nożownika, mieszczącego się w domu, gdzie ja zamieszkuję.
Amanda słuchała z natężoną uwagą.
— To dziwne... w rzeczy samej! — zawołała pani Augusta. — Ja potwierdzam zdanie tych panów... Pod tem wszystkiem kryje się wyraźnie jakaś zemsta, albo nienawiść.
— Lecz któżby mnie mógł do tego stopnia nienawidzieć? Nie przeszkadzam nikomu... nikogo nie obraziłam...
— Być może zemsta, me dziecię.
— Za co mścićby się miano? Nikomu nigdy nie uczyniłam nic złego...
Amanda nagle przypomniała sobie, iż przed niedawnym czas
em posłaniec pytał się o Łucyę u odźwiernej, zachowała jednak dla siebie ów szczegół.
— Być może, że to sprawa jakiego odprawionego kochanka — wyrzekła.
Na te słowa Łucya się uśmiechnęła.
— Nie dawałam nikomu odprawy — odpowiedziała — z tej prostej przyczyny, iż oprócz mego narzeczonego, nikt inny nie mówił mi o miłości.
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/587
Ta strona została przepisana.