Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/592

Ta strona została przepisana.

— Masz słuszność... nader logiczna uwaga. Lecz jedzże, proszę... Rozmawiasz, a talerz nietknięty przed tobą stoi.
— Sądziłam, że to opowiadanie nieco cię zainteresuje — odrzekła Amanda, badawczo mu w oczy spoglądając.
Owidyusz nie spuścił wzroku, wytrzymał owo spojrzenie.
— Bardzo mnie to interesuje — odpowiedział — ależ nie można ciągle mówić o jednym i tym samym wypadku. Widziałem w mem życiu wiele dziwniejszych rzeczy nad tę sprawę.
— Nie mówmy więc o tem... — odparła Amanda — wróćmy do nas samych. Powiedz mi, coś robił podczas twej podróży?
— Zbierałem drobne papiery — odrzekł Soliveau z uśmiechem.
— Drobne papiery... bilety bankowe?
— Lecz nie... bynajmniej... Mimo, że te, o których mówię, również mnie drogo kosztowały.
— Jakiegoż rodzaju były te papiery?
— Autografy.
— Osób znanych w historyi... z dawnych czasów^ zapewne?...
— Przeciwnie, autografy ludzi żyjących obecnie.
— Zatem ludzi sławnych?
— Eh! najbardziej nieznanych w świecie!
— I gdzieżeś odbywał tę czynność szczególnego rodzaju?
— W Joigny.
Wymawiając te słowa, Soliveau wlepił teraz badawcze spojrzenie w Amandę. Dostrzegł, iż zadrżała, a jednocześnie żywy rumieniec wystąpił na jej policzki. Szybko jednakże przybrała pozór obojętności.
— A! byłeś w Joigny? — wyrzekła — pięknaż to okolica?
— Bardzo piękna — odparł, powtórnie się uśmiechając. — Miasto zbudowane w półkole, na znacznem wzgórzu, u stóp którego Yonna toczy przejrzyste swe fale. Położenie