— Nie! tego nie czyń, proszę... — odparł z pośpiechem Soliveau. — Jestem żonatym, pragnę zachować spokój w mojem domowem ognisku. Zresztą w obecnem położeniu twa niewiadomość zapewnia mi zupełną dyskrecyę w tym względzie.
Amanda milczała, myśląc jednak w głębi:
— Obłudniku! — odkryję pomimo wszystko to, co chcesz ukryć przedemną.
Owidyusz odwiózł swą towarzyszkę do jej mieszkania, następnie obawiając się aby nie był przez nią śledzonym, kazał się zawieść w sam środek Paryża, zkąd pieszo tysiącznemi zwroty powrócił na ulicę de Clichy.
Amandę za przybyciem do domu, ogarnęło gwałtowne rozdrażnienie.
— Tego było jeszcze potrzeba... — wołała, drżąc z gniewu — ażeby traf szatański poprowadził tego człowieka do Joigny i co gorsza powiódł go do pani Delion, od której dowiedział się o całej mojej przeszłości. Kupił ten papier przeklęty i skrępował mnie nim. Jakiż cel on w tem mieć może?
— Ha! jaki cel? — powtórzyła po chwili — przeczucie mi mówi, że on czuje, iż go zbadałam do głębi. Posłańcem, który przyszedł pytać się o Łucyę był on!.. Owym starym jegomościa, kupującym nóż w sklepie przy ulicy Bourbon, był on!.. Mordercą który cios Łucyi wymierzył był on!.. Tak... głową bym ręczyć gotowa, że temi wszystkiemi osobistościami był on! Wszak mimo wewnętrznego mego przekonania, brak mi dowodów. Zresztą gdybym je nawet posiadała, na co by one przydać mi się mogły. Dla oskarżenia go? Czyliż to mogę uczynić? Oddając go w ręce sprawiedliwości, oddałabym samą siebie. Przeciwnie zaś, milcząc, nie potrzebuje się obawiać niczego. Milczeć więc będę; co zrobił, to mnie nie obchodzi. Dwa jednak szczegóły zbadać bym rada, a mianowicie: gdzie on mieszka i dlaczego chciał Łucyę zamordować?
Z napełnioną głową temi myślami Amanda zasnęła.
Jednocześnie myślał Owidyusz:
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/597
Ta strona została przepisana.