żyć jeszcze pragnęła, sądząc, iż zobaczenie się po tak długiej rozłące, zdoła obudzić w nim miłość.
Dwa dni pozostawały do chwili, w której syn Juliana Labroue miał przybyć do Paryża.
Uzbrojony autentycznym dowodem, jaki Owidyusz odebrał z przytułku, Harmant pewien siebie, oczekiwał na przyjazd młodzieńca.
Małe mieszkanie na szóstem piętrze przy ulicy Bourbon, przystrajano świątecznie, Łucya albowiem odebrała telegram powiadamiający o przybyciu narzeczonego nazajutrz wieczorem.
Lucyan przyśpieszył swój powrót o kilka godzin, ażeby obiadować z ukochaną i razem z nią wieczór przepędzić.
Zadana jej rana ręką mordercy zabliźniła się prawie zupełnie, a radość z powrotu narzeczonego dokonała uzdrowienia.
Matka Eliza, dzieliła tę radość, dopomagając dziewczęciu w przygotowaniu wszystkiego na przyjęcie tyle drogiego gościa.
Doskonały obiad, dwie butelki starego wina, lśniące białością nakrycie, wonne bukiety na stole w wazonach, słowem niczego nie brakowało do uświetnienia tej uczty.
Owóż godziny oczekiwania równie długiem! być się zdawały Łucyi, jako i biednej milionerce.
— Wszak to pojutrze Lucyan powraca? nieprawdaż? — pytała Marya — siedząc z ojcem przy śniadaniu.
— Tak, moje dziecię.
— Zadowolonym jesteś z jego czynności w Bellegarde?
— Najzupełniej.
— Jakże mnie to cieszy! — zawołała uradowana.
— Odebrałem dziś rano listy ztamtąd właśnie od moich