Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/605

Ta strona została przepisana.

klientów. Wynurzają mi swoje zadowolenie, winszując człowieka tak wysokich zdolności, jakim jest dyrektor robót mojej fabryki.
— Ojcze... chciałżebyś sprawić mi przyjemność?
— Czybym chciał? jak możesz pytać o coś podobnego?
— Radabym uświetnić powrót Lucyana... Proś go, ażeby przyszedł do nas na obiad w dniu swego przybycia.
Ów projekt Maryi nie zgadzał się z zamiarami, powziętemi przez Harmanta. Postanowił on właśnie w dniu tym zadać stanowczy cios młodzieńcowi, który był pewien, iż go nakłoni do zostania wspólnikiem i przyjęcia zarazem ręki jego córki. Lecz jak wytłumaczyć Maryi odmowę na jej żądanie? Jaki powód wynaleźć, aby ją osłonić przed wynikającą ztąd przykrością? Powziął odrazu postanowienie.
— Być może — pomyślał — że zobaczywszy Maryę bladą, cierpiącą, a coraz więcej w nim zakochaną, oczekującą go z utęsknieniem, gruszy go wreszcie ta miłość i rychlej skłoni do zerwania tamtego, niemożliwego w obecnych okolicznościach, małżeństwa.
Postanowił więc odłożyć ową stanowczą rozmowę z Lucyanem do dnia następnego po przyjeździe tegoż.
— Spełnię, o co prosisz — odpowiedział córce — żałuję tylko, że mówisz mi o tem.
— Dlaczego?
— Ponieważ, chcąc ci sprawić niespodziankę, sam go postanowiłem zaprosić na obiad.
— Ach! jakżeś dobrym, mój ojcze! — zawołało dziewczę, rzucając mu się w objęcia.
Nadszedł nareszcie ów dzień, tak niecierpliwie oczekiwany. Lucyan, jak wiemy, przyśpieszył o dwanaście godzin swój wyjazd z Bellegarde, o czem Harmant nie wiedząc, oczekiwał go nazajutz zrana, podczas gdy młodzieniec wrócił do Paryża w wigilię dnia tego wieczorem. Wprost z dworca kolejowego pobiegł na ulicę de Bourbon.