— Być może, czynili ci jakie propozycye? — pytał z niepokojem Harmant. — Wiem, iż poszukiwali zdolnego kierownika do robót w fabryce.
— W rzeczy samej — odparł Lucyan z uśmiechem — gdybym chciał zrozumieć wyrazy powiedziane pod osłonę, a zawierające w sobie wyraźne propozycye objęcia tego obowiązku. Zostałem jednak niewzruszonym, nic nie zrozumiałem, a wiadomo panu, że najbardziej głuchymi są ci, którzy nie chcą słyszeć.
— Mocno ci jestem obowiązany, żeś nie chciał zrozumieć i słyszeć; będę się starał okazać ci za to mą wdzięczność. Przybyłeś dziś w nocy do Paryża?
— Tak, wczoraj wieczorem.
Harmant nie pytał go więcej. Zajął się wyłącznie sprawami, dotyczącemi fabryki. Rozmowa zwróciła się na plany nowych maszyn, przywiezionych przez Lucyana, których budowy nie można było rozpocząć z przyczyny braku robotników. Mówili o tym przedmiocie blisko godzinę.
— Nic nie wspomina o Maryi... — myślał milioner.
Zaledwie błysła mu ta myśl, gdy Labroue zapytał:
— Jakże zdrowie pańskiej córki, panie Harmant?
— Była mocno cierpiącą — odrzekł przemysłowiec.
— Rzeczywiście tak mocno cierpiącą?
— Przekonasz się naocznie i osądzisz, jak bolesna zaszła W niej zmiana, o ile uzasadnionemi są moje obawy i jakbym pragnął dać temu biednemu dziecku nieco szczęcia, któreby było dla niej zbawieniem. Powiadomiłem Maryę o twoim powrocie, a pierwszemi jej słowy dziś po przebudzeniu ty byłeś.
— Ja?... — powtórzył Lucyan z niechęcią, przeczuwając trudność własnej sytuacyi wobec rozkochanej w sobie dziewczyny.
— Tak jest... ty! — mówił dalej Garaud — Pragnąc uświetnić twój przyjazd, oczekuje na nas obu z obiadem; szczęśliwą
Strona:PL X de Montépin Podpalaczka.djvu/608
Ta strona została przepisana.