będzie, gdy ujrzy nas koło siebie. Prawdziwe to będzie rodzinne zebranie.
— Lecz panie... — wyjąkał Labroue po chwili.
— Proszę... bez żadnych wymówek... beż żadnych pozorów wymknięcia się od zaproszenia mej córkil — przerwał żywo milioner. — Nie możesz lepiej dowieść nam swej życzliwości, jak przyjmując to zaproszenie. Odmowa z twej strony sprawiłaby mi wielką przykrość. Będzie to obiad w ściśle zamkiętem kółku, we troje. Wyjdziesz nieco wcześniej z fabryki, aby się przebrać, i przybędziesz do pałacu na oznaczoną godzinę.
Lucyan, mimo głębokiej niechęci, jaką sprawiało mu to zaproszenie, czuł, iż odmówić niepodobna. Łucya święciła radośnie powrót jego, Marya chciała toż samo uczynić. Kochała go tyle, co pierwsza. Cóżby był nie dał ten biedny chłopiec, by się usunąć z owego tak przykrego i śmiesznego zarazem położenia człowieka, kochanego naraz przez dwie kobiety. Nie było jednak sposobu.
— Przybędę, panie — odpowiedział — czując się szczęśliwym, iż będę mógł złożyć pańskiej córce moje uszanowanie.
— Dziękuję ci — odrzekł milioner. — Byłem pewien, iż nie zechcesz zasmucić mnie i Maryi zarazem. I w tym przedmiocie nie mówili już więcej.
Dzień upłynął na zwiedzaniu warsztatów, a około czwartej Labroue opuścił Courbevoie, by zmienić toaletę i przygotować się na obiad w pałacu przy ulicy Murillo. Idąc do swego mieszkania, młodzieniec czuł się dziwnie smutnym i przygnębionym. Żałował, iż przyjął zaproszenie, które zmusi go przez kilka godzin znajdować się w towarzystwie Maryi, kochającej go miłością bezrozumną.